Rzecz o równowadze


d04fe89cf3a9576f31571306381a19dd

Równowaga…

Magiczne słowo. Zaklęcie. Ciągłe odkrywanie.

Równowaga jest dla nas rzeczą rutyniarską, prawie że obojętną. Pominąwszy oczywiście pewne, niesprzyjające okoliczności przyrody…

Chodzenie czy obracanie się, to nie problem. Rodzimy się z tym. Wystarczy zacząć tańczyć, by okazało się, że równowaga nie jest wcale nam dana. To nieustanna walka z ciałem, które często gra przeciwko nam. Od początku szlifuje się pojęcia osi, balansu, środka ciężkości. Nie daj jeszcze założyć obcasy, by znowu wszystko się zmieniło.

Ciało tancerza jest pięknym obiektem fizycznym, posiadającym swoją masę i bezwładność. Ulega również, jak wszystko w niestety przyrodzie, sile grawitacji. Punkt podparcia musi znajdować się pod środkiem ciężkości, by równowaga była twardą równowagą. Jeśli jednak dodać do tego partnera jako zmienną tego równania, to może właściwie wydarzyć się wszystko. Od spektakularnej klapy, po wzniosłe uniesienia. Równowaga pary jest bowiem wypadkową sił partnerów. Mamy nacisk, reakcję między nimi, czasem różne siły.

Bez egoistycznego utrzymania swojej równowagi, para nie będzie miała równowagi jako całość. Im więcej pracy włożę w utrzymanie siebie, bez względu na to, co robi partner, tym łatwiej będzie nam, jako parze.

A tu milonga. Obroty, sekwencje, zmiana tempa, potrącające pary, moment zawahania, dekoncentracja. I…no właśnie. Następuje egzamin z równowagi. A może podejść do tego tak, jak do czarnej dziury, gdzie w horyzoncie zdarzeń przestaje istnieć wszystko. A może, jak Hawking w swojej teorii, jednak się wydostaje, ale już w odmienionej, może lepszej postaci…

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *